„Dom Zły” – produkcja muzyki do filmu

Mój ostatni duży projekt. Co prawda zeszłoroczny, ale dopiero teraz film się pojawił w dystrybucji, więc nie było sensu pisać wcześniej.
Dom zły, foto

Produkcja muzyczna ścieżki dźwiękowej do filmu „Dom zły” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.
Dla: Mikołaja Trzaski (kompozytor)

Moja robota polegała na składaniu świetnych dźwięków nagranych przez Mikołaja i jego międzynarodowych muzycznych przyjaciół* w gdańskim studiu i podkładaniu ich pod (wstrząsający) obraz. Pracowałem oczywiście na Logic’u Audio z otwartym podglądem video. Musiałem kupić duży monitor, żeby podwyższyć komfort pracy. (Kupiłem iiyamę ProLite E2407HDS. Bardzo dobry monitor, polecam).
Praca, jak zawsze z Mikołajem świetna, trwała około miesiąca. Smarzowski i Hamela wzięli z tego 50%, ale nie płaczemy, bo wsadzili tam gdzie trzeba. Naddatek muzyki Mikołaj obiecał wydać na płycie. Jedno co mocno denerwujące, to obca muzyka pod zwiastunem. Podobno pan dystrybutor przestraszył się dźwiękami Trzaski i kazał podłożyć (komu?) coś ludzkiego. Dla mnie duże nieporozumienie, ale cóż…

Metryka filmu na stronie: Film Polski

—-

*/ Clementine Gasser (wiolonczela), Tomasz Szwelnik (fortepian), Mircha Meyerovitz (instrumenty klawiszowe), Clayton Thomas (kontrabas, bit box), Michael Zerang (perkusja, instrumenty perkusyjne), Mikołaj Trzaska (saksofony, klarnet basowy, klarnet altowy, elektronika)

Lalamido, czyli moje początki w szołbiznesie

Yach Paszkiewicz wrzucił właśnie do sieci pierwszy odcinek programu TV „Lalamido, czyli porykiwania szarpidrutów”. Debiutowałem w nim jako artysta komercyjny tworząc, wraz z Grzegorzem Zającem, oprawę muzyczną programu. Jingle, które słychać powstały w moim domowym project studio. O ile pamiętam używałem samplera z efektu Alesis QuadraVerb plus. Nagrać można było około 1,5 sekundy próbki, co wystarczało, żeby zapisywać, a potem wyzwalać przez MIDI dzikie odgłosy paszczą. Wszystkim sterował mój ukochany Atari ST. Miałem wtedy chyba Yamaha DX7 i jakiś panel Rolanda. Dźwięki trochę się zestarzały, ale chyba nie aż tak.


czarno biała fotografia (pstrykam)

Fotografią zajmuję się z przerwami od dziecka. Odziedziczyłem pasję pewno po ojcu, który namiętnie fotografował. Był oficerem polskiej marynarki handlowej w Polskich Liniach Oceanicznych. Pływał po całym świecie i pozostawił setki zdjęć, z których obiecuję sobie tu zrobić album.

Fotografią zajmuję się z przerwami od dziecka. Odziedziczyłem pasję pewno po ojcu, który namiętnie fotografował. Był oficerem polskiej marynarki handlowej w Polskich Liniach Oceanicznych. Pływał po całym świecie i pozostawił setki zdjęć, z których obiecuję sobie tu zrobić album. Ojciec fotografował niezłym na ten czas aparatem FED-3. (Rżnięta przez Rusków Leica)
Moim pierwszym aparatem był chyba AMI, a potem zaraz smiena-8. Koszmar. Jest takie powiedzenie, że dobry muzyk i na kiju zagra. Możliwe. Ale szczerze powiedziawszy po wypstrykaniu kilku filmów kultową podobno smieną-8, odechciało mi się fotografowania ruskimi aparatami na długi czas.
Następny kupiłem więc dopiero w wieku post-młodzieńczym w małym sklepie fotograficznym na samym Manhattanie. Dałem chyba 150$ i nazywał się Nikon-EM. Ze standardowym obiektywem 50tką. Cudo. Pięknie rysował.

Grześ z papierosem. Jezioro Narie. Kretowiny. Baba-Jaga.
NIKON EM grzes z papierosem

Rzuciłem się w świat fotografii jak szaleniec. Po powrocie do domu zmontowałem sobie małą ciemnię, kupiłem powiększalnik i zacząłem eksperymentować. Z papierami, z rzucaniem na ścianę, przez różne materiały itp. Zawsze bawiło mnie nie tyle samo fotografowanie, co obróbka zdjęć i różne z nimi eksperymentowanie. Nauczyłem się też wyszukiwania szczegółu. Poszukuję go do dziś i czasem, raz na 1000 zdjęć uda mi się go znaleźć, a raz na 2000 dobrze sfotografować. Niestety Nikona mi ukradziono. Zrobili to znajomi kolegi u których nocowałem w Hamburgu. Tak bywa. I znów byłem bez aparatu.
Potem nadeszła era fotografii cyfrowej.(cdn)

Koncert Dreadless Lions w Parlamencie, Gdańsk

Koncert graliśmy w ramach festiwalu „Metropolia jest Okey”. Tym razem w Gdańskim Parlamencie. W zeszłym roku byliśmy w sopockim Sfinksie. Brzmieniowy koszmar. Sfinks według mnie nie nadaje się do grania koncertów. W Parlamencie byłem po raz pierwszy i przyznam, że nie słyszałem dotąd lepiej brzmiącego klubu. A wchodziłem pełen obaw, bo wiedziałem od Jasia, że będzie konsola cyfrowa. Na małej cyfrze dabuje się raczej marnie. Tu była wielka, wypasiona Yamaha M7CL

Dodatkowo za konsolą stał mój stary znajomy jeszcze z czasów  Modern Sound Studio – Marcin Iszora. Dość szybko zorientował się co mi trzeba i zdefiniował wszystko tak, że mogłem sam włączać każdy z czterech efektów na dowolny ślad, mając dodatkowo kontrolę nad heblami głośności. I powiem, z dużą satysfakcją, bo lubię gdy świat idzie do przodu, że się przekonałem do konsoli cyfrowych. Ale tylko dużych i ze sprytnym kolegą w obsłudze. Zwłaszcza, że miałem też tap delay’a cały czas pod paluszkiem. Przydałby się jeszcze feedback efektu, ale o to z wrażenia zapomniałem poprosić.;) 

Jest jedna spora przewaga dużych konsoli cyfrowych nad analogowymi – rozmiar. Przy dużym koncercie konsola analogowa ma kilka metrów długości. Bębny są zwykle zdefiniowane na pierwszych kanałach, a wokal na ostatnich. Nie ma praktycznie możliwości, aby jednocześnie kontrolować „strzały” na werblu i delay na wokalu w czasie dubu. Chyba że ktoś ma nadnormatywną rozpiętość rąk. Na cyfrówce M7CL wszystko miałem pod ręką, bo panele ustawione są jedne nad drugimi. To duża przewaga cyfrówek.

Koncert się udał. Wiele osób nam gratulowało. Myślę, że młody na klawiszach zagrał (swój drugi koncert z nami) bardzo dobrze, a przed samym koncertem dołączył trębacz, który grał kiedyś w sekcji dętej Galago. Zagrał z czujem i ładnie frazowo. Wiem, że kręcili dobrą kamerą film z imprezy, więc może niedługo będzie gdzieś wisiał. To co powiesiłem wyżej mamy dzięki Matiemu Erszkowskiemu, któremu dziękujemy.

Koncert G&R w Warszawie

Koncert Galago Band & Ras Paddy w klubie Depozyt44 z 23.05.2008.

Troszkę dubów było. Niestety w połowie koncertu delay odmówił współpracy i dubowałem już tylko na reverbie. Ale mimo to publiczność była wstrząśnięta (nie zmieszana mam nadzieję).

Dwie recenzje po koncercie  z forum REGGAE W POLSCE

Selekta sound system napisał:
Szczęka mi opadła na podłogę już przy pierwszym kawałku i leżała tam całe, bite dwie godziny koncertu.

Mistrzowskie reggae, jakie nieczęsto daje się usłyszeć w tym kraju. Przede wszystkim niesamowita praca sekcji rytmicznej – widać i słychać, że panowie grają ze sobą od dawna. Nie wiem jak u braci Erszkowskich ze znajomością klasycznych riddimów ( choć przy ich umiejętnościach, to opanowanie rytmów nie zajęłoby na pewno wiele czasu), ale wielokrotnie na forum pojawiały sie apele o tworzenie riddim bandów, a tu mamy fenomenalny, zupełnie niewykorzystany taki band.

Skład niewielki – bas, bębny, gitara, klawisze, ale wszystko było na swoim miejscu. Gitarzysta znający swoje miejsce to cenna rzecz w reggae, a dęciaki z klawisza nawet nie raziły. Takich rockersów i steppersów nie słyszałem nigdy w wykonaniu polskiego zespołu, a dubowane na żywo numery brzmiały właściwie tak, jakbym słyszał Dub Syndicate. Wokal Ras Paddy’ego może nie rzucał na kolana,ale melorecytacyjny styl bardzo dobrze sprawdzał się właśnie tych najbardziej dubowych numerach, gdzie często podkład stanowiły jedynie bas i bębny.

Najsmutniejszym obrazkiem była frekwencja w klubie, ale ci którzy nie byli, a uważają się za fanów roots niech żałują, bo stracili niesamowitą okazję kontaktu z muzyka korzeni z najwyższej półki.

JungleMan napisał:
To poważne przeżycie spodziewałem się innej sztuki ale sie myliłem i to grubo!
Nigdy wcześniej nie słyszałem na żywo takiej sekcji reggae po prostu mistrzostwo!
Nie wystarczy mieć dredy słuchaćc marleya i juz rege bend zakładać.
W tym przypadku trzeba grac grubo ponad 30 lat reggae zeby dojśc do takiej prerfekcji.
Bo roots to wyższa szkoła jazdy jak sie okazuje a nie amatorskie pitu pitu.
Dub zawodowstwo na prawde dawno nie słyszałem tak zdubowanej kapeli na żywca.
Dub Syndicate to mogli by sie pouczyć od GALAGO.

Myślałem że jest więcej ludzi w warszawie którzy znaja sie na prawdziwym ROOTS reggae.
Nawet Ci co grają rege powinni przyjść się pouczyć.
Ale zblazowane miasto to jedyne co mi przyszło na myśl i ile straciło.
Ale nie wszyscy muszą sie znać na reggae. A reszta sie po prostu nie zna.
To bez polewania najlepszy riddim band w Polsce!!!

Afryka Reggae Festiwal 2008 Toruń

Byłem w sobotę na Afryka Reggae Festiwal w Toruniu. Impreza świetna, tylko akurat w sobotę akustyk dyżurny klubu Od Nowa w którym odbywał się festiwal miał chałturę i był gdzie indziej. Przez to wszyscy byli nerwowi, nikt tak naprawdę nie panował nad brzmieniem, a klub wyjątkowo trudny do nagłośnienia. Strasznie dużo nerwów, złych wibracji połączonych z dobrymi reggae. Wyszło chyba na zero. Zamiast dubować musiałem pilnować przesterów. Wokalista nie miał odsłuchu dlatego lekko detonował.;) Oto nagranie z aparatu fotograficznego, które znalazłem na YouTube:
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=T8TJUU7r0WQ[/youtube]

.
Gdy to dziś przesłuchałem, to jednak trochę tych dubów było i nie brzmiało najgorzej.;)

I dwie fotki z imprezy:

Groźna grupa (brakuje Darka – klawisze) + najgroźniejsza sekcja rytmiczna w Polsce (Jaś i Michał E.) oraz Patryk (vokalista)
Klub ?Od Nowa? Galago & Ras Paddy zapleczegalago-in-afryka.jpg