Mój udział w projekcie:
produkcja muzyczna dla ’Kilogram Records’, realizacja, mix całości w moim studiu, a także obróbka materiału do wydania.
Fragment płyty:
Okładka:
Recenzje.
NEWSWEEK.
Numer 20/07, strona 127
Kantry i Trzaska.
Autor: Filip Łobodziński
Czy Mikołaj Trzaska przymierza się do swoistej antologii współczesnej literatury środkowoeuropejskiej?
Trzy lata temu wypuścił wspólną płytę z Jurijem Andruchowyczem, teraz raczy nas owocami współpracy z Andrzejem Stasiukiem. Wkładem pisarza w to przedsięwzięcie jest jego dźwiękowy notes z podróży. Powstała płyta niełatwa. Każdy z elementów – przemyślenia Stasiuka, strzępki jego dokumentalnych nagrań terenowych, refleksyjna muzyka Trzaski i jego współpracowników – broni się sam. Razem zdają się sobie przeszkadzać. Ten koktajl musi dojrzeć, żeby wchodził bez zagrychy. Mnie już się uleżał i smakuje, ale nie każdy ma mocną głowę.
Autor: Łukasz Iwasiński
Publikacja z: TYGODNIKA POWSZECHNEGO
Choć na „Kantry” Mikołajowi Trzasce towarzyszy Andrzej Stasiuk, nie mamy do czynienia z realizacją spod znaku spoken word. To – jak deklarują sami artyści – pamiętnik z podróży.
Płytę wypełniają muzyczne impresje, mające swe źródło przede wszystkim w materiale zebranym przez pisarza podczas jego bałkańskich wypraw, a także w jego prozie. Dźwięki instrumentów (saksofony, klarnety, perkusja, kontrabas, klawisze, akordeon) łączą się z dokonanymi m.in. w Słowenii, Bośni i Hercegowinie nagraniami terenowymi oraz recytacjami literata.Muzyka, rozegrana ze wspaniałym wyczuciem przestrzeni, snuje się nieco leniwie, budując wciągającą, trochę duszną atmosferę. Chwilami transowe, organiczne, niemal etniczne peregrynacje przywołują ducha wczesnego Łoskotu. W strzępkach monologów Stasiuka ważniejszy od sensów zdaje się rytm, barwa, klimat. Momentami jego recytacje kreują iście hipnotyzujący nastrój – jak mówi Trzaska – „wypełnionej napięciem, wciągającej nudy”. Słowa bywają zamazane, przetworzone, nieczytelne, co dodaje im wieloznaczności i wielowymiarowości.
Całość, zachwaszczona zebranymi podczas eskapad nagraniami („Dyktafon spełnił tu rolę aparatu fotograficznego” – mówią artyści) – rozmowami, komentarzami, obserwacjami Stasiuka; przeżarta atmosferą bałkańskich ulic, miast, knajp czy choćby śpiewami muezzina z sarajewskiego minaretu – składa się w niebywale sugestywną dźwiękową przygodę.
Płyta jest dopracowana, przemyślana, ale nie nazbyt wystudiowana i wychuchana. Zachowuje należytą surowość, niekiedy wręcz naturalizm. Poetycki, pełen magii album na pograniczu jazzu, kameralistyki, etno i onirycznego słuchowiska.