2005 Kantry

Mój udział w projekcie:

produkcja muzyczna dla ’Kilogram Records’, realizacja, mix całości w moim studiu, a także obróbka materiału do wydania.

Fragment płyty:

[audio:http://media.yarogniew.net/muzyka/Trzaska_Kantry-fragm.mp3]

Okładka:

Kantry-okładka

Recenzje.

NEWSWEEK.
Numer 20/07, strona 127
Kantry i Trzaska.
Autor: Filip Łobodziński
Czy Mikołaj Trzaska przymierza się do swoistej antologii współczesnej literatury środkowoeuropejskiej?
Trzy lata temu wypuścił wspólną płytę z Jurijem Andruchowyczem, teraz raczy nas owocami współpracy z Andrzejem Stasiukiem. Wkładem pisarza w to przedsięwzięcie jest jego dźwiękowy notes z podróży. Powstała płyta niełatwa. Każdy z elementów – przemyślenia Stasiuka, strzępki jego dokumentalnych nagrań terenowych, refleksyjna muzyka Trzaski i jego współpracowników – broni się sam. Razem zdają się sobie przeszkadzać. Ten koktajl musi dojrzeć, żeby wchodził bez zagrychy. Mnie już się uleżał i smakuje, ale nie każdy ma mocną głowę.

Autor: Łukasz Iwasiński

Publikacja z: TYGODNIKA POWSZECHNEGO

Choć na „Kantry” Mikołajowi Trzasce towarzyszy Andrzej Stasiuk, nie mamy do czynienia z realizacją spod znaku spoken word. To – jak deklarują sami artyści – pamiętnik z podróży.
Płytę wypełniają muzyczne impresje, mające swe źródło przede wszystkim w materiale zebranym przez pisarza podczas jego bałkańskich wypraw, a także w jego prozie. Dźwięki instrumentów (saksofony, klarnety, perkusja, kontrabas, klawisze, akordeon) łączą się z dokonanymi m.in. w Słowenii, Bośni i Hercegowinie nagraniami terenowymi oraz recytacjami literata.

Muzyka, rozegrana ze wspaniałym wyczuciem przestrzeni, snuje się nieco leniwie, budując wciągającą, trochę duszną atmosferę. Chwilami transowe, organiczne, niemal etniczne peregrynacje przywołują ducha wczesnego Łoskotu. W strzępkach monologów Stasiuka ważniejszy od sensów zdaje się rytm, barwa, klimat. Momentami jego recytacje kreują iście hipnotyzujący nastrój – jak mówi Trzaska – „wypełnionej napięciem, wciągającej nudy”. Słowa bywają zamazane, przetworzone, nieczytelne, co dodaje im wieloznaczności i wielowymiarowości.

Całość, zachwaszczona zebranymi podczas eskapad nagraniami („Dyktafon spełnił tu rolę aparatu fotograficznego” – mówią artyści) – rozmowami, komentarzami, obserwacjami Stasiuka; przeżarta atmosferą bałkańskich ulic, miast, knajp czy choćby śpiewami muezzina z sarajewskiego minaretu – składa się w niebywale sugestywną dźwiękową przygodę.

Płyta jest dopracowana, przemyślana, ale nie nazbyt wystudiowana i wychuchana. Zachowuje należytą surowość, niekiedy wręcz naturalizm. Poetycki, pełen magii album na pograniczu jazzu, kameralistyki, etno i onirycznego słuchowiska.